Tradycyjna uczta składała się z dwóch części. W pierwszej podawano
różnorodne dania. Natomiast kolejny etap to miłe spotkanie przy winie. Podobnie
jak w dzisiejszych czasach okazji do świętowania było mnóstwo. Przy stole
gromadzili się przyjaciele, ale też wrogowie, aby zawrzeć sojusz. Gospodarz
podejmujący takich gości chciał przyjąć ich jak najlepiej. Zachwycał gości
przystawkami i daniami głównymi, przedstawianymi w imponujący sposób. Dlatego
też gastronomię zaczęto traktować jako sztukę.
Według licznych opisów obiad rzymski był prawdziwą ucztą. Niemal każdy
z nas wyobraża sobie Rzymian jako obżarciuchów. Jednak tak naprawdę cały
dzień spędzali na pracy, a nie wcześniej niż wieczorem przystępowali do stołu.
Pomimo tego, że cały dzień głodowali i mogliby zjeść po kilka porcji, nie było
to niemożliwe. Każdy z nas narzeka w święta na przesyt, a jadać tak
codziennie? Chyba nikt nie wytrzymałby takiego trybu życia. Krytyka każdej
rzymskiej cena jako wystawnej uczty
jest jak najbardziej błędna. To tak jakbyśmy każdy współczesny nam bankiet bądź
wesele zaliczyli do podobnego rodzaju melanżu. Należy nadmienić, iż słynne uczty
wcale nie były do siebie podobne. Nie bacząc na tę samą oprawę oraz ceremoniał
widoczne są pewne różnice. Starożytni potrafili z cena urządzić prawdziwą pijatykę, ale też wytworną ucztę
zawierającą w sobie elegancję i kulturę. Na porę konsumpcji wybierano późny
wieczór, zimową porą było to około 8 godziny, natomiast latem około 9. Bywali
również tacy, którzy stołowali się od południa, np. cesarze Neron i Witeliusz.
Obiad kończył się w zależności od rozmachu, lecz codzienny trwał najpóźniej do
nocy. Dobrym przykładem jest Pliniusz Starszy, który w lecie odchodził od stołu
za dnia, natomiast w zimie przed 1. Natomiast obiad u Nerona kończył się o
północy, a uczta Trymalchiona ciągnęła się aż do świtu. Nie możemy też
zapominać o obiedzie ,,hulaków”, którzy swój obóz zwinęli o wschodzie słońca.
Nie zważając na okoliczności, obiad zawsze odbywał się w tym samym
pomieszczeniu[1]. Początkowo serwowano go
w atrium, lecz po przebudowie
domów zaczęto się stołować w triclinium[2]. Był
to oddzielny pokój, który charakteryzował się tym, że był dwa razy dłuższy niż
szerszy. Sama nazwa wywodzi się od łóżek (lectus),
które mieściły trzech biesiadników (triclinia).
Dzisiaj szczególną uwagę zwraca fakt, że jadano w pozycji półleżącej. Na sofach
leżano na ukos, opierając się lewym łokciem o poduszkę. Natomiast nogi,
uprzednio umyte przez niewolników, leżały wzdłuż sofy opadając na niższą część.
Rzymianie nie używali krzeseł ani foteli, to godziło w ich uczucia. Wyrazem
elegancji i wyższości społecznej było spożywanie leżąc na sofie. Natomiast
siedzenie przy stole charakteryzowało kobiety, które dawniej siedziały obok
stóp swoich mężczyzn. Uważano, że nie przystoi leżeć kobiecie przy posiłku,
gdyż jest to wulgarna pozycja[3].
Jednak w późniejszych czasach płeć żeńska zajęła miejsce na sofie na równi z
mężczyznami. Nie było podziału według płci, jadano obok siebie. Jedynie dzieci
spożywały posiłki w pozycji siedzącej. Podczas obiadu przystawiano im ławkę
nieopodal rodziców. Niewolnicy mogli tylko jadać w pozycji leżącej podczas
specyficznych świąt - Saturnaliów. Rzymianie uznawali za pozbawionych honoru
obywateli, którzy nie mogli jeść w pozycji leżącej. Wielkim bohaterem i wzorem
jednocześnie był dla nich Katon z Utyki, który po przegranej bitwie z
armią cezariańską złożył przysięgę, że będzie jadł siedząc tak długo, jak
będzie trwać tyrania Cezara. Zazwyczaj na obiady zakładano tuniki ze
specjalnego materiału, był to muślin, który doskonały był do wysokich
temperatur podczas uczt. Zmieniano go kilkakrotnie podczas jednego wieczoru[4].
Nie od dziś wiadomo, że spora liczba obiadów była bardzo wystawna i
obfita. Najczęściej obiad liczył w sobie 7 dań. Jak na dzisiejsze czasy jest to
bardzo duża liczba. Pierwszym z nich była przekąska (gustatio), po czym trzy dania pierwsze, dwie pieczenie i deser
(secundae mensae)[5]. Pierwszą przystawkę, jaką podawano to
jajka. Stąd też powstało przysłowie od jajka do aż do jabłek (ab ovo usque ad mala). Każde danie miało
swoją nazwę, najczęściej mówiono cena
lub ferculum, natomiast każde kolejne
prima, secunda. Najczęściej serwowano
dania mięsne i rybne, dodatkiem były warzywa i sałata. Z kolei na hucznych
przyjęciach podawano same wyszukane dania, m. in. małże, ostrygi, ślimaki[6]. Na
ogół próbowano przekąsek, a później raczono się winem z miodem, mulsum. Potem przy obecności
różnorodnych potraw wręczano ucztującym małe cieplutkie bułeczki oraz dolewano
rozmaite wina do kielichów. Z reguły po obiedzie następowała specyficzna
pijatyka, w której nie uczestniczyły kobiety.
0 komentarze:
Prześlij komentarz