niedziela, 1 czerwca 2014

Sympozjon



Sympozjon to miłe spotkanie przy winie. Najczęściej odbywał się po obiedzie. Uczestniczyli w nim tylko mężczyźni. Kobiety miały zakaz uczestnictwa w tego typu spotkaniach. Według legend wino to też krew rośliny, a kobieta pijąca krew cudzołoży. Ponadto uważano, że wino jest niekorzystne dla ciężarnych, gdyż powoduje poronienie Zbyt duża ilość wina mogła doprowadzić do gwałtu, a co za tym idzie wierzono, że wskutek tego może narodzić się potworne dziecko Priapa. Dlatego też Rzymianie mieli wprowadzić pocałunek w usta sprawdzając w ten sposób, czy żona nic nie piła[4]. Owa libacja charakteryzowała się tym, iż trzeba było wypić kilka pucharów za jednym razem. Podczas tej zabawy wybierano przewodniczącego (magister bibentium), który wskazywał zasady gry i określał ilość pucharów lub cyathów (cyathy wlewano do pucharu, miały pojemność 0,0456 l) do wypicia. W głównej mierze to przewodniczący decydował o sposobie picia. Zazwyczaj toasty wznoszono zasadą w koło. Pierwszą osoba, która piła, była osoba siedząca najwyżej. Potem kolejka szła od sąsiada do sąsiada, każdy napełniał pusty puchar i podawał go gościowi siedzącemu obok lub jednemu z obecnych gości, za którego zdrowie każdy musiał się napić. Zawsze pito tyle razy, ile liter w każdym z imion posiadał ówczesny biesiadujący.



Na początku podawano wino watykańskie i marsylskie, nie były one zbyt lubiane przez Rzymian, a na samym końcu popijano falern. Przeważnie wina przechowywano w amforach, a do samego wina dodawano odrobinę żywicy i smołę dla lepszej konserwacji. Wino, które pijano każdego dnia, trzymano w bukłakach albo w świńskich pęcherzach, które niekorzystnie zmieniały smak napoju. Szyjkę amfory korkowano lub zatykano korkiem z glinki i dodawano kartkę z informacjami na temat miejsca i roku produkcji. Zawartość amfory wlewano do krateru przez sito i mieszano z wodą schłodzoną śniegiem lub lekko podgrzaną. Najczęściej ilość mieszanej wody nie wynosiła mniej niż jedna trzecia, choć mogła też wynosić cztery piąte. Rzymianie ganili ludzi, którzy pili wina czyste i nierozcieńczone. Uważali ich za rozwiązłych rozpustników. Wbrew temu, starożytni wino wymieszane z wodą oceniali jako produkt ekskluzywny, tylko elita piła taki trunek codziennie. Przeciętny obywatel pijał wywar z jęczmienia lub podrzędne piwo[1]. Społeczeństwo mieszkające na wsi nie pijało wina, było za drogie. Na ogół zadowalali się wodą z domieszką octu winnego[2]. Wśród Greków panowała zasada, że dolewa się wodę do wina. Produkowali wino bardzo mocne i słodkie, a konsystencję miało podobną do marmolady. Dlatego woda potrzebna była, aby to rozcieńczyć[3].




[1] M. Toussaint- Samat, Historia naturalna i moralna jedzenia, Warszawa 2002, s. 248.
[2] Ibidem, s. 254.
[3] Ibidem, s. 241.
[4] Ibidem, s. 254; D. Musiał, Zakaz picia wina przez rzymskie kobiety: przyczynek do dziejów religii i obyczajów, [w:] Crimina et mores: prawo karne i obyczaje w starożytnym Rzymie, red. M. Kuryłowicz, Lublin 2001, s. 121-127.

Uczta



Tradycyjna uczta składała się z dwóch części. W pierwszej podawano różnorodne dania. Natomiast kolejny etap to miłe spotkanie przy winie. Podobnie jak w dzisiejszych czasach okazji do świętowania było mnóstwo. Przy stole gromadzili się przyjaciele, ale też wrogowie, aby zawrzeć sojusz. Gospodarz podejmujący takich gości chciał przyjąć ich jak najlepiej. Zachwycał gości przystawkami i daniami głównymi, przedstawianymi w imponujący sposób. Dlatego też gastronomię zaczęto traktować jako sztukę.

Według licznych opisów obiad rzymski był prawdziwą ucztą. Niemal każdy z nas wyobraża sobie Rzymian jako obżarciuchów. Jednak tak naprawdę cały dzień spędzali na pracy, a nie wcześniej niż wieczorem przystępowali do stołu. Pomimo tego, że cały dzień głodowali i mogliby zjeść po kilka porcji, nie było to niemożliwe. Każdy z nas narzeka w święta na przesyt, a jadać tak codziennie? Chyba nikt nie wytrzymałby takiego trybu życia. Krytyka każdej rzymskiej cena jako wystawnej uczty jest jak najbardziej błędna. To tak jakbyśmy każdy współczesny nam bankiet bądź wesele zaliczyli do podobnego rodzaju melanżu. Należy nadmienić, iż słynne uczty wcale nie były do siebie podobne. Nie bacząc na tę samą oprawę oraz ceremoniał widoczne są pewne różnice. Starożytni potrafili z cena urządzić prawdziwą pijatykę, ale też wytworną ucztę zawierającą w sobie elegancję i kulturę. Na porę konsumpcji wybierano późny wieczór, zimową porą było to około 8 godziny, natomiast latem około 9. Bywali również tacy, którzy stołowali się od południa, np. cesarze Neron i Witeliusz. Obiad kończył się w zależności od rozmachu, lecz codzienny trwał najpóźniej do nocy. Dobrym przykładem jest Pliniusz Starszy, który w lecie odchodził od stołu za dnia, natomiast w zimie przed 1. Natomiast obiad u Nerona kończył się o północy, a uczta Trymalchiona ciągnęła się aż do świtu. Nie możemy też zapominać o obiedzie ,,hulaków”, którzy swój obóz zwinęli o wschodzie słońca. Nie zważając na okoliczności, obiad zawsze odbywał się w tym samym pomieszczeniu[1]. Początkowo serwowano go w atrium, lecz po przebudowie domów zaczęto się stołować w triclinium[2]. Był to oddzielny pokój, który charakteryzował się tym, że był dwa razy dłuższy niż szerszy. Sama nazwa wywodzi się od łóżek (lectus), które mieściły trzech biesiadników (triclinia). Dzisiaj szczególną uwagę zwraca fakt, że jadano w pozycji półleżącej. Na sofach leżano na ukos, opierając się lewym łokciem o poduszkę. Natomiast nogi, uprzednio umyte przez niewolników, leżały wzdłuż sofy opadając na niższą część. Rzymianie nie używali krzeseł ani foteli, to godziło w ich uczucia. Wyrazem elegancji i wyższości społecznej było spożywanie leżąc na sofie. Natomiast siedzenie przy stole charakteryzowało kobiety, które dawniej siedziały obok stóp swoich mężczyzn. Uważano, że nie przystoi leżeć kobiecie przy posiłku, gdyż jest to wulgarna pozycja[3]. Jednak w późniejszych czasach płeć żeńska zajęła miejsce na sofie na równi z mężczyznami. Nie było podziału według płci, jadano obok siebie. Jedynie dzieci spożywały posiłki w pozycji siedzącej. Podczas obiadu przystawiano im ławkę nieopodal rodziców. Niewolnicy mogli tylko jadać w pozycji leżącej podczas specyficznych świąt - Saturnaliów. Rzymianie uznawali za pozbawionych honoru obywateli, którzy nie mogli jeść w pozycji leżącej. Wielkim bohaterem i wzorem jednocześnie był dla nich Katon z Utyki, który po przegranej bitwie z armią cezariańską złożył przysięgę, że będzie jadł siedząc tak długo, jak będzie trwać tyrania Cezara. Zazwyczaj na obiady zakładano tuniki ze specjalnego materiału, był to muślin, który doskonały był do wysokich temperatur podczas uczt. Zmieniano go kilkakrotnie podczas jednego wieczoru[4].

Nie od dziś wiadomo, że spora liczba obiadów była bardzo wystawna i obfita. Najczęściej obiad liczył w sobie 7 dań. Jak na dzisiejsze czasy jest to bardzo duża liczba. Pierwszym z nich była przekąska (gustatio), po czym trzy dania pierwsze, dwie pieczenie i deser (secundae mensae)[5]. Pierwszą przystawkę, jaką podawano to jajka. Stąd też powstało przysłowie od jajka do aż do jabłek (ab ovo usque ad mala). Każde danie miało swoją nazwę, najczęściej mówiono cena lub ferculum, natomiast każde kolejne prima, secunda. Najczęściej serwowano dania mięsne i rybne, dodatkiem były warzywa i sałata. Z kolei na hucznych przyjęciach podawano same wyszukane dania, m. in. małże, ostrygi, ślimaki[6]. Na ogół próbowano przekąsek, a później raczono się winem z miodem, mulsum. Potem przy obecności różnorodnych potraw wręczano ucztującym małe cieplutkie bułeczki oraz dolewano rozmaite wina do kielichów. Z reguły po obiedzie następowała specyficzna pijatyka, w której nie uczestniczyły kobiety.



[1] J. Carcopino, Życie codzienne w Rzymie w okresie rozkwitu cesarstwa, Warszawa 1966, s. 250-251.
[2] L. Winniczuk, Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu, Warszawa 2006, s. 318.
[3] Ibidem, s.327
[4] Carcopino, op. cit., s.252
[5] Ibidem, s. 254.
[6] Winniczuk, op. cit., s. 318.